Rodzina mojego Ojca Stanisława Nowickiego ur.05.05.1924 roku w Husakach k.Połoneczki zmarł 26.12.1995 r w Nowej Rudzie-Słupcu
Rodzicami Stanisława Nowickiego byli Stanisław Nowicki ur.01.06.1896 w Połoneczce i Helena Kisiel ur.15.04.1898 r. w Chlupiczach. Rodzicami Dziadka Stanisława byli Antoni Nowicki i Emilia z d. Chwoszcz.
Dziadek Stanisław Nowicki miał rodzeństwo Marię, Kazimierza, Nikodema.
Maria przyjechała z Połoneczki do Polski z córką Stanisławą, jej mężem Antonim Sołoduchą i wnukami Staszkiem, Józkiem, Jankiem i Toniem w 1956 roku , osiedlili się w Sycowie woj.dolnośląskie, gdzie do dzisiaj mieszkają jej wnuki i prawnuki .
Kazimierz legionista, osadnik wojskowy został wywieziony z żoną Michaliną z domu Solanko oraz dziećmi Janem i Apolonią na Sybir. W 1942 roku z Armią Andersa wydostali się z Rosji, Janek wstąpił do wojska walczył we Włoszech m.in. pod Monte Cassino , po wojnie dotarł do Anglli. Kazimierz z żoną i córką przez Persję, Tanganikę 11 lipca 1948 roku dotarł do Anglii /port Southampton/,do syna Janka. Mieszkali w obozie przejściowym w Chipping Campden. Tam 14.10.1951 umiera Michalina. Janek i Apolonia założyli rodziny.Apolonia z mężem Zygmuntem Maligiem oraz z ojcem Kazimierzem osiedlili się w Caldecote , tutaj urodziły się dzieci Anna, Jan, Elizabeth, Stephanie, Sophie, Julia i Michael . Jan zamieszkał w Londynie. W 1962 roku Jan z żoną Joan Turner i dziećmi Markiem, Elżbietą i Gabrielą emigrują do Kanady.
Nikodem pozostał w Połoneczce, gdzie mieszkał z żoną Marią z domu Rybałtowską, oraz synem Józkiem, który ożenił się z Janiną Szut, mają dzieci Zofię, Teresę, Stanisława.
Babcia Helena Kisiel. Rodzicami jej byli Antoni i Anna Kisiel zamieszkali w Chlupiczach. Miała rodzeństwo Mikołaja, Szczepana, Eliasz, Marię, Olgę, Hannę, Wierę i Żenię. Byli wyznania prawosławnego, potomkowie mieszkają na Białorusi.
Dziadek Stanisław walczył w legionach w Wojnie o Niepodległość, w 1922 r. nadano mu ziemię w Osadzie wojskowej Husaki k.Połoneczki. 13.05.1923 r. żeni się z Heleną Kisiel córką gospodarza z Chlupicz. Budują dom kryty strzechą, rodzą się kolejno dzieci Stanisław, Władyslaw, Maria, Eleonora, Wanda, Wiktor, Józef, Janina, Edward. W 1936 roku dziadek dokupuje ziemię od sąsiada Z. Wenzla, ma razem ok.30ha. Buduje nowy dom. Dzieci chodzą do szkoły w Jurewiczach. Staszek chodzi do gimnazjum w Nieświeżu. Niestety znowu wybucha wojna, 17 września 1939 roku wchodzą Rosjanie. Rodziny Osadników Wojskowych są prześladowane. W nocy 10 lutego ’40 roku Rodziny Osadników Wojskowych dostają pół godziny na spakowanie się, saniami zostają wywiezieni do stacji Horodziej, gdzie czekają na nich wagony bydlęce. Następny przystanek Sybir. Pozostaje najstarszy syn Stanisław, mój Ojciec, ukrywał się u Rodziny, aż do ofensywy Niemców na Rosję. Potem wstąpił do partyzantki .
Podczas drogi na Sybir umiera najmłodszy Edward, ciało jego zostaje na stacji kolejowej Ważega. Po wielotygodniowej podróży koleją, saniami docierają do posiołka Kazkowo, w rejonie Rowdino, obłasti Archangielskiej. 21.06.1941 roku w Wierchopuji urodziła się Emilia Nowicka, najmłodsza córka Stanisława i Heleny Nowickich. W 1942 roku Rodzinę Nowickich przesiedlono do Ust-Szonaszy. W 1944 roku do obłasti Saratowskiej, do kołchozu Sosnówka, skąd w marcu 1946 roku wyjechali do Polski. 21 kwietnia 1946 roku dotarli do Dusznik Zdroju, gdzie zamieszkali najpierw na ulicy Słowackiego a później Dworcowej. W Dusznikach spotkali się ze Stanisławem moim Ojcem, który walczył w II Armii Wojska Polskiego, był saperem.
Dzieci chodzą do szkoły, starsi pracują. W miarę dorastania zakładają własne Rodziny, niektórzy wyjeżdżają. W Dusznikach pozostali Maria, Janina i Wiktor.
Wspomnienia Ojca Naszego Stanisława :
” Był 5 maja 1924 roku gdy na świat przyszedłem z matki Heleny z domu Kisiel i ojca Stanisława Nowickiego byłego legionisty , który za udział w walkach o niepodległą i wolną Polskę w Legionach Piłsudskiego – otrzymał działkę rolniczą w osadzie Husaki między Małymi Żuchowiczami, Jurewiczami , Sieramowiczami , Repiczami i Chlupiczami – gdzie urodziła się wychowała nad rzeką matka Helena Kisiel . Ojciec jej Antoni Kisiel był wzorowym gospodarzem na owe czasy , lubił hodować zarodowe klacze i ogiery, konie były drogie i na tym nieźle wychodził ,. Co roku na Mikołaja tj. 6 grudnia w Mirze odbywał się wielki kiermasz , nie brakowało kupców zagranicznych – z Anglii , Francji , Niemiec i USA . Rodzice matki Anna i Antoni mieli dość dużą rodzinę – Mikołaja , Szczepana i Eliasza oraz Olga , Maria , Anna , Żenia , Wiera i Helena moja matka . Rodzice ojca Emilia i Antoni Nowiccy mieli rodzinę , która składała się z 4 osób Maria , Kazimierz , Nikodem i Stanisław mój ojciec . Była to rodzina gospodarująca na 3 morgach ziemi , mieli swój dom i dobrze utrzymany ogród – jabłonie , grusz , śliwki , wiśnie , czereśnie i maliny . Rodzice ojca mieszkali w Połoneczce w samym rynku koło krzyża , dom był zadbany wewnątrz i na zewnątrz . Kazimierz brat ojca który był w Armii Hallera , również otrzymał działkę osadniczą w osadzie Ułanowszczyzna , miał dwoje dzieci Janka i Apolonię . Nikodem był do 1920 roku w Rosji , gdy wrócił zastał na gospodarstwie tylko dziadka Antoniego . W Połoneczce nazywano go „bolszewikiem” , był żonaty z Marią Rybałtowską z Iszkołdzi , mieli syna Józefa „jedynaka” . Maria siostra ojca wyszła za mąż za Franciszka Nowickiego , mieszkali w Juryzdyce k. Połoneczki , mieli jedną córkę Stasię . Kilka słów o rodzinie matki tj. Kisielach , rodzice Anna i Antoni mieli 3 synów i 6 córek , syn Mikołaj brał czynny udział w Rewolucji Październikowej , współpracował m.inn. z Dzierżyńskim i pozostał w Rosji , Szczepan gospodarzył na ojcowiźnie w Chlupiczach , Eliasz odbył służbę w Wojsku Polskim, powrócił na gospodarstwo w Chlupiczach , został zaproszony na wesele , gdzie doszło do sprzeczki o dziewczynę , ugodzony nożem w serce nad rzeką k. młyna w Chlupiczach , zmarł na miejscu . Wszystkie córki wydały się za mąż , Maria Bawdziej , Olga Dzwonko ,Hanna Szyszko , Wiera Kalita , Helena Nowicka – matka moja i Żenia Burak . Powodziło się im wszystkim nieźle , za wyjątkiem Hanny , która miała dużą rodzinę bo aż 10 dzieci i Olgi , która nie miała w ogóle dzieci . Do kościoła jechaliśmy końmi całą rodziną , parafia znajdowała się w Połoneczce , kościółek drewniany , bardzo zadbany , ogrodzony dookoła . Cmentarz położony na wzgórzu , oddalony ok. 2 km był zaniedbany , bo porośnięty drzewami – sosny, brzozy, kasztany, leszczyna, bzy i świerki . Na cmentarzu tym spoczywają Babcia Emilia , Dziadek Antoni , również sąsiedzi z Husak Państwo Skokowscy – Donat i Amelia ,moje rodzeństwo brat Piotr i siostra Apolonia , którzy zmarli w Husakach w wieku dziecięcym na zapalenie płuc . Rodzice Helena i Stanisław Nowiccy pracowali na swej działce 19 ha, w tym 5 ha łąki , która leżała koło traktu Stołpce – Baranowicz , z jednej strony strumyk o szerokości 1,5 m a w niektórych i 2,5 m , który płynął ze wsi Jurewicze przez osadę Husaki i wpadał do rzeki biegnącej od Połoneczki do Chlupicz a dalej wpadała do rzeki Uszy i dalej do Niemna . W dzieciństwie często bywałem na łące, która obfitowała w różne kwiaty , biegałem zawrócić krowę lub cielaka by nie wchodziły na łąki sąsiadów . Obok strumyka wybijały wspaniale czyste i chłodne źródła wody , my jako dzieci piliśmy ją nabierając w swoje małe dłonie . W czasie pasienia krów spotykaliśmy się z dziećmi sąsiadów z Husak m.inn. Urbana, Witkowskiego , Sudnika , graliśmy w klasy, czuczkę i świnię , skakaliśmy na skakankach , graliśmy w dwa ognie , bawiliśmy się w chowanego i wojsko .Wczesną wiosną zbieraliśmy kwiaty takie jak bazie i kaczeńce , jesienią zbieraliśmy orzechy, żołędzie i kasztany z których robiliśmy klej . Nigdy nie zapomnę jaką uciechą było jesienne pieczenie ziemniaków , które były złociste , chrupiące i bardzo , bardzo smaczne . Do późnej jesieni , często do pierwszych śniegów paśliśmy bydło i konie , dopiero wtedy zabierało się bydło do obór a konie do stajni . Lubiliśmy jeździć na koniach na oklep, bez siodła , konie były bardzo łaskawe dla małych dzieci . Jeden koń nazywał się „Wacek” , lubił bawić się z dziećmi , przychodził do domu po cukier który jadł mi z ręki . Wacek miał czarną grzywę i ogon sięgający niemal do ziemi oraz białe pęciny . Klacze Maszka i Janka nie były tak przyjaźnie nastawione do dzieci , ale były za to dobrymi matkami zarodowymi . Okres chłopięcej przyjaźni z końmi i małymi cielętami , skończył się z czasem pójścia do szkoły w odległych 2,5 km Jurewiczach , mieściła się w domu gospodarza , nauczycielami byli Pan Pogorzelski i jego żona . Szkoła posiadała 2 sale lekcyjne , w których mieściły się 4 klasy dzieci uczących się na zmiany . Droga do szkoły prowadziła polnymi drogami , w Husakach koło Skokowskiego , Sudnika , Dudzica , Ćwirka i Czemarmazowicza- sołtysa osady Husaki , przechodziliśmy przez strumyk , który płynął przez całą osadę , niemal nie zamarzał przez całą zimę , pomimo panujących ponad 20 stopniowych mrozów . Ale gdy zamarzał z kawałka drewna strugało się łyżwę , którą uzupełniałem dwoma drutami by miały lepszy ślizg , na jednej nodze potrafiłem jechać nawet i 200 m, to była wspaniała frajda . Po powrocie ze szkoły mama czekała z ciepłym obiadem , który trzymała w piecu chlebowym , często był to kapuśniaczek, grochowa, barszcz czerwony lub krupniczek , do których wracałem często pamięcią będąc na froncie w czasie wojny. Najlepszą jednak potrawą była matczyna potrawka z podrobów drobiowych , zapiekany makaron lub babka z ziemniaków , pycha . Codziennie Mama wołała : – Stasiu chodź, zjedz kożuszek z mleka . Które codziennie rano było gotowane zaraz po dojeniu krów . Ojciec mój można powiedzieć , był wzorowym gospodarzem na owe czasy , nie schodził ze stanu 20 krów dojnych , oprócz tego jałówki i cielęta własnego wychowu . Miał piękne sztuki , które dawały tłuste mleko , z którego wyrabialiśmy bardzo smaczne masło , które ojciec 2 razy w tygodniu w pół kilogramowych osełkach woził do Mira – miasteczka odległego 17 km od Husak . W czasie ferii lub wakacji bardzo lubiłem z tatą jeździć do Mira . Trzymaliśmy też świnie , głównie na potrzeby rodziny . Np. na święta zabijało się dwa wieprze , które ważyły po 6-7 pudów każdy , następnie opalano je słomą , wyroby robił ojciec sam , boczki , szynki i kiełbasy wędziliśmy w wędzarni opalanej drewnem owocowym i jałowcem . Później wieszaliśmy je na strychu w specjalnie zrobionej szafie , gdzie nie miały dostępu muchy . W artykuły spożywcze zaopatrywaliśmy się w Żuchowiczach, Jurewiczach lub Połoneczce położonych od Husak 3-5 km , jechało się koniem lub rowerem . Jednego razu wysłano mnie po wódkę do Połoneczki na rowerze , ponieważ w tym dniu kończyli kosić siano , kupiłem 2 litry , w Sieramowiczach jeden litr wysunął się z torby i upadł na bruk , rozbijając się w drobny mak, pozostała tylko plama . Ojciec nakrzyczał na mnie , dał 5 zł i kazał jechać i przywieźć wódkę , ponieważ było 20 kosiarzy , którym obiecał postawić wódkę do kolacji gdy skończą kosić , a słowa lubił dotrzymywać . Pogoda dopisała przez kilka dni , więc siano wysuszono i zwieziono do stodoły , co zapewniało paszę dla bydła i koni na całą zimę . Dodatkowo skarmialiśmy słomę , a była owsiana, pszenna i jęczmienna jak również mieszankę peluszki z owsem i koniczyną . Na noc i w południe dawało się też sieczkę z ziemniakami lub burakami pastewnymi , miałem też obowiązek codziennie wyprowadzać krowy i konie na podwórze do pojenia , gdzie znajdowała się studnia na 8 kręgów a obok znajdowało się 5 metrowe koryto do którego nalewałem wodę wyciąganą ze studni za pomocą kołowrotu , trzeba było wyciągnąć i 100 wiader . Mróz siarczysty i mokre rękawice przymarzały do korby kołowrotu, ciężka to była praca . Latem pasłem krowy , często do zachodu słońca a po przypędzeniu krów z pastwiska pomagałem przy dojeniu , miałem przydzielone 2 krowy , oprócz mnie krowy doili Żenia, Saszka i Mama , mleko po udoju wlewaliśmy do baniek przecedzając przez płótno , a następnie przepuszczaliśmy przez centryfugę celem oddzielenia śmietany , którą zlewaliśmy do czystych emaliowanych naczyń . Co dwa dni robiliśmy z mleka masło , a mlekiem chudym poiliśmy cielęta i prosięta . Kiedy były duże mrozy , poniżej – 20 stopni zimna do szkoły dzieci dowożono sankami , kolejno Rodzice a to Panowie Teofil Witkowski, Teodor Hołowenko, Józef Sudnik, Wiktor Dudzic , Kazimierz Zimiński oraz nasz Tato Stanisław Nowicki. Zaspy śnieżne sięgały nieraz 2 metrów a my jak to dzieci cieszyliśmy się bardzo jak nas odwożono sankami, bo do szkoły w Jurewiczach mieliśmy 3 km a do Połoneczki aż 6 km , do tego po polnych drogach , które były zasypane śniegiem w zimie oraz mokre i błotniste jesienią i wczesną wiosną . Rodzice nasi bardzo dużą wagę przywiązywali do nauki , z tego też powodu często byłem kontrolowany przez Ojca czy właściwie odrobiłem lekcje . Również pasąc krowy często brałem ze sobą książkę . Pamiętam okres zbliżania się Świąt Bożego Narodzenia , Ojciec wiózł do młyna pszenicę aby zmielić ją na mąkę , następnie zabijano 2 świnie i cielaka , w celu przygotowania wyrobów na święta a to kaszanki, salcesonu, kiełbas , baleronów, polędwic i szynek i obowiązkowo na święta zimne nogi . Ojciec z młyna zawsze przywoził kaszę jęczmienną na kutię , mak był swój , orzechy laskowe zbieraliśmy sami , orzechy włoskie Ojciec kupował na targu w Mirze . Rodzice jak i inni osadnicy byli członkami Spółdzielni „Społem” w Żuchowiczach , gdzie dokonywaliśmy zakupów artykułów spożywczych i przemysłowych . Zawsze na Gwiazdkę otrzymywaliśmy paczkę ok. 6 kg samych słodyczy jak to była radość i uciecha dla nas dzieci , Wigilia rozpoczynała się po obrządzeniu zwierząt i ukazaniu się pierwszej gwiazdy na niebie , którą wypatrywaliśmy z niecierpliwością . Na środku izby stołowej stał stół przykryty śnieżnobiałym obrusem, pod którym było najlepsze pachnące tegoroczne sianko a obok stała wysoka pod sufit , przystrojona choinka . Na stole leży opłatek , tradycyjne potrawy m.in. smażony karp, kutia, barszcz z uszkami czy pierogi z kapustą i grzybami , Rodzice nie zapomnieli również o dodatkowym, pustym nakryciu dla zbłąkanego wędrowca . Wszyscy jesteśmy przy stole , czekamy na Ojca , który przynosi ze stodoły najlepsze wybrane kłosy jęczmienia, owsa, pszenicy i żyta , które stawia na końcu stołu , wstajemy … Długo jeszcze w tę magiczną Wigilijną Noc 1938 roku słychać było słowa Kolędy w domach osadników w Osadzie Husaki , to była ostatnia taka „Cicha Noc” na Kresach … „
Tato Stanisław Nowicki i Jego wspomnienia o Rodzinie
Antoni Nowicki z dziećmi i wnukami Połoneczka 1934 rok
z lewej od góry Stanisława, Stanisław z Wandą na ręku, Nikodem
w środku Helena, Maria, Antoni, Michalina
u dołu Marysia, Staszek, Władek, Józek, Lonia, Janek, Polcia